Bolesna przegrana Industrii w Lidze Mistrzów!

Industria Kielce w środowy wieczór przystąpiła do rywalizacji o miejsce w Final4 Ligi Mistrzów. Żółto-biało-niebieskim przypadł rywal z najwyższej półki, a więc SC Magdeburg, ekipa broniąca tytułu zdobytego w ubiegłym roku. W pierwszym ćwierćfinałowym starciu drużyna z Kielc wygrała 27:26, zaś 1 maja doszło do decydującej bitwy o Kolonię. Mecz tego sezonu w Magdeburgu oglądało z bliska ponad 600 fanów Industrii.

Początek spotkania rozpoczął się bardzo dobrze dla Industrii. Po ponad 6 minutach kielczanie prowadzili aż 5:2. Goście mieli wysoką skuteczność rzutową. "Iskra" wypracowała tę różnicę mimo 2 minut kary dla Dylana Nahiego. Magdeburg po kilku minutach zaczął odrabiać straty. W 21. min niemiecka drużyna wyszła nawet na prowadzenie, kiedy rzutem do pustej kieleckiej bramki trafił Hernandez. Mistrzowie Polski szybko jednak odzyskali swój poziom gry z początku spotkania. W 28. min po raz pierwszy na parkiecie pojawił się Wolff i od razu obronił rzut karny wykonywany przez Magnussona. Tuż przed końcem pierwszej połowy bramkę zdobył Igor Karacic i kielczanie schodzili na przerwę z dwoma trafieniami przewagi (13:11).

Druga połowa rozpoczęła się zdecydowanie lepiej dla gospodarzy. Tylko 3 minut potrzebował Magdeburg, by odrobić straty poniesione w pierwszej połowie. Gospodarze wykorzystali dwa rzuty karne. Na domiar złego z parkietu na 2 minuty wyleciał Arkadiusz Moryto. W 40. minucie Magdeburg miał szansę wyjść na jednobramkowe prowadzenie, jednak ponownie przy rzucie karnym na wysokości zadania stanął Andreas Wolff. Wynik spotkania cały czas oscylował wokół remisu. Wolff obronił kolejne dwa karne, ale w niczym nie ustępował mu bramkarz gospodarzy, który wielokrotnie swoimi interwencjami doprowadzał do rozpaczy zawodników polskiej drużyny.

Spotkanie trzymało w ogromnym napięciu do samego końca. W 59. minucie było 23:22 dla niemieckiego klubu. Kielczanie w grze obronnej walczyli zaciekle, a ciągłe próby miejscowych polegających na forsowaniu środka pola kończyły się niepowodzeniem i niestety przeciąganiem gry pasywnej. Na 11 sekund do końcowego gwizdka arbitrów piłkę przejęła Industria. Trener gości wziął czas i rozrysował swoim podopiecznym ostatnią akcję. Jego młodszy syn Daniel podał piłkę do Arstema Karaleka, a gdy Białorusin był sam na sam z bramkarzem gospodarzy, to sędziowie przerwali grę i odgwizdali bardzo konrowersyjny rzut wolny. Równo z syreną bramki nie zdobył Dani Dujshebaev i do wyłonienia finalisty potrzebne były rzuty karne.

Po pierwszej serii było 0:0 za sprawą skutecznych interwencji zarówno Wolffa, jak i Hernandeza. Jednak przy drugiej i trzeciej obaj bramkarze skapitulowali (2:2). W czwartej serii kielecki golkiper odbił rzut O'Sullivana, a Hernandez nie zdołał zatrzymać kieleckiego rzucającego. Natomiast w piątej te role się odwróciły i pudło zaliczył Alex Dujszebajew. Po pięciu seriach mieliśmy zatem remis 3:3. W dodatkowej serii karnych pomylił się niestety Dylan Nahi, a Wolffa pokonał Magnusson i to obrońcy trofeum zagrają w Kolonii a przygoda Industrii Kielce w tej edycji Ligi Mistrzów dobiegła końca.

Fot. Industria Kielce/FB.

Opr. WM.